Rajd Spełnionych Klaczy 2015

  Planowany na tydzień później rajd z Uherzec Mineralnych do Łupkowa, nieoczekiwanie rozpoczął się wcześniej, ponieważ wszystkie klacze sprawnie udało się pokryć. Wykonaliśmy szybkie telefony i sprawdzeni koniarze z Pomorza i Śląska dosiedli hucułki. Andrzej jechał na debiutującej w roli czołowego konia - Jagodzie; Asia - na Skierce, Tomek na Zabawce i Ania na Filipce. W samochodzie tuż pod Uhercami Mineralnymi zorientowaliśmy się, że tak właściwie, to nie zabraliśmy z Łupkowa ogłowi. Dzięki poświęceniu Piotrka, który dowiózł sprzęt, udało nam się wyruszyć zaraz po mszy świętej.

zdjcie0205_1  zdjcie0206_1

  Marcin, w ramach przygotowania młodego konia do ścieżki huculskiej, poprowadził nasz zastęp przez malowniczy Rezerwat Bobry w Uhercach Mineralnych, aż do stóp bardzo stromo wznoszącej się Czulni.

zdjcie0202_1  zdjcie0203_1

  Pięknie jechało się przez łąki płosząc zające, bażanty i sarny. Konie dzielnie wspięły się na stromy szczyt Czulni, aby potem łagodnie zjechać w dolinę Sanu. Poniżej Jeziora Myczkowieckiego musieliśmy przekroczyć rzekę, która na wysokości Hoczwi jest na prawdę szeroka, a przy zrzucie wody z zapory potrafiła być również głęboka. Jeśli do tych okoliczności dodać, że Jagoda po raz pierwszy prowadziła zastęp klaczy - to przekroczenie Sanu było naprawdę dużym wyzwaniem. Jagoda zdecydowanym krokiem weszła do wody, a klacze za nią. Poziom wody był na tyle wysoki, że jeździec musiał zdecydować: czy chce mieć mokre nogi po kolana i pewnie siedzieć na koniu, czy trzymać je podniesione w górę i w razie potknięcia się konia, ryzykować upadek i całkowitą kąpiel. Gdy wszystkie hucuły weszły do wody, nagle z zza zakrętu rzeki pojawił się kajak. Jeden, drugi, trzeci... i tak, aż trudno zliczyć, cały spływ kajakowy. Na szczęście Jagoda zrezygnowała z chęci galopu i posłusznie stąpała dalej w środek nurtu. Kajakarze nie przepuścili okazji na fajne foty i nie spieszyli się z przepłynięciem przed nami. Ostatecznie więc w asyście kajakarzy, wyszliśmy na drugi brzeg. Po tym wydarzeniu wszystkie konie mocno urosły w moich oczach, a szczególnie dzielną okazała się prowadząca Jagoda.

20150604_163727_1  img_0512_1
20150604_184601_1  zdjcie0207_1

  Wspinając się końmi na Gruszkę, przeleciał nad nami samolot ciągnący szybowiec na holu. Potem zasłużony widok i krótki popas nad szybowiskiem w Weremieniu. Nawet lądujący opodal samolot nie zrobił już na koniach wrażenia. Dzięki łagodnemu grzbietowi od Pogórza Leskiego cieszyliśmy się galopami i kłusem, aż do Wzgórza Trzech Krzyży nad Olchową. Tam rozbiliśmy namioty i pastwisko na pierwszy nocleg. Jednak po całym dniu wrażeń przyszło nam jeszcze raz zdobywać na nogach stromą Czulnię. Asia stwierdziła brak telefonu z ważnymi kontaktami, więc kiedy Kasia przywiozła bagaże - zabrała nas na spacer, a przy koniach pozostali w romantycznym nastroju zachodzącego słońca Ania z Tomkiem. Już po zmroku udało nam się znaleźć telefon w trawie, przy pierwszym rowie, pokonanym w galopie jeszcze razem z Marcinem. Jednak czar kolacji we dwoje przy zachodzie słońca prysł wraz z leśniczym, który odwiedził parę informując, aby nie oddalali się od koni, bo będzie polowanie.

20150605_122840_1  20150605_151526_1
20150605_160345_1  zdjcie0211_1

  Kolejny dzień rozpoczął się wcześnie, gdyż przed nami rysował się długi dystans blisko 30 kilometrów. Wygodnym do jazdy wierzchem szlakiem papieskim, minęliśmy widokowy Choceń, aby przez Kalnicę dotrzeć do Przełęczy Pod Suliłą. Tam spotkaliśmy się z Kasią i Piotrem, którzy przywieźli nam pyszny obiad i rozstawili pastucha dla koni. Po sytym posiłku i dwugodzinnym odpoczynku koni i ludzi, podjęliśmy jednogłośnie decyzję, że jedziemy dalej. Mimo pięknej panoramy, perspektywa ciepłej kąpieli w Prełukach postawiła kropkę nad „i”. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku udało nam się dotrzeć do schroniska.
  Wieczorem Andrzej z Kasią dostali wezwanie ze STORATu, że zaginęła kobieta niedaleko Baligrodu i trzeba jechać z psem do szukania ludzi. Po całonocnej akcji poszukiwawczej jeden z czterech zespołów STORATu odnalazł żywą zaginioną w lesie.

img_0514_1  img_0516_1
   
  Uniesieni sukcesem, jeszcze na fali emocji, szybko rankiem ruszyliśmy kłusem do Łupkowa, gdzie około południa dotarliśmy do Stadniny Stary Łupków. Powitanie klaczy było wyjątkowo zajmujące, zwłaszcza kiedy Skrzat na osobności musiał wtulić się w Skierkę.