Rajd Dzielności Źrebiąt 2014
Wyjechaliśmy 25 sierpnia 2014 roku rankiem, gdyż przed nami było blisko 20km jazdy Pasem Granicznym. Andrzej prowadził na Wentylu, z którym doskonale się rozumie, zwłaszcza w nieznanym i trudnym terenie. Magda przykleiła się do swojej ukochanej Skierki, ale do pilnowania miała małego Skrzata. Kolejną była Agnieszka na Filipce, z mocno dokazującym Figlem. Magda zaś dosiadła Jagódki, a Agata zamykała zastęp Nieborakiem. Niestety Zabawka ze Zwiewką nie mogły pojechać, gdyż maleństwo leczyło nogę.
Drugi dzień prowadził pięknymi łąkami obok Moszczańca, aż do leśniczówki w Darowie. Ostatnią godzinę jechaliśmy w strugach deszczu, ale emocji było sporo. Przekraczając w bród Wisłok natknęliśmy się na świeże tropy niedźwiedzia i wilków. Jak dowiedzieliśmy się później od leśniczego rankiem tego dnia niedźwiedź dobrał się do pobliskiej pasieki.
Posileni, wygrzani i wyspani w domku pełnym poroży, wyruszyliśmy leśnym szlakiem Pasma Bukowicy. Pogoda tego dnia nas nie rozpieszczała: mżawka lub gęsta mgła i chłodno. W okolicy Wilczych Bud (759 m.n.p.m.) przystanęliśmy przy mogiłce zamordowanych żołnierzy, którzy zostali uprowadzeni z posterunku w Jasielu w 1946 r. Zbliżając się do kulminacji Pasma Bukowicy wiele odcinków pokonaliśmy kłusem lub galopem.
Prosty zjazd do Woli Piotrowej okazał się dla nas dużą dawką adrenaliny. Wzdłuż drogi było ogromne pastwisko z krowami i dwoma końmi. Jeden z nich wyraźnie zainteresował się naszym zastępem i biegał, jak szalony wzdłuż pastucha, zawieszonego momentami tylko 30cm nad ziemią. Do tego Figiel nie odpuszczał i koniecznie chciał się dostać na to pastwisko, zaś Filipka była wtedy bardzo trudna do utrzymania. Ponad kilometr marszu trwał całą wieczność, ale szczęśliwie dotarliśmy do zaplanowanego noclegu.
Kolejny dzień przywitał nas słońcem i dużą przejrzystością powietrza. Stąd dłuższy popas pod szczytem Tokarni cieszył konie i nas, bo mogliśmy naprawdę chłonąć ciszę i sycić oczy pięknymi widokami.
Zjazd do urokliwie położonego Przybyszowa był mocno karkołomny. Po wczorajszych opadach deszczu szlak spływał, a kiedy Andrzej na Wentylu chciał tylko sprawdzić, czy da się sprowadzić konie - koń przysiadł na zadzie i zaczął zjeżdżać stromo w dół slalomem między drzewami. Oczywiście pozostałe hucuły zrobiły to samo. Najgorzej miały Jagódka i Nieborak, bo wyślizgana rynna pozwalał nabrać im dużej prędkości. Dzielni jeźdźcy utrzymali się na swoich wierzchowcach, a o źrebaczkach na ten moment wszyscy zapomnieli. Jakoś też dały sobie radę. Na przybyszowskich łąkach zrobiliśmy sobie odpoczynek podziwiając z góry polujące myszołowy.
Z grani Rzepedki widzieliśmy w dolince zabudowania Rzepedzi Wsi, a za nią Pasmo Kamienia. Docierając do miejscowości Szczawne Skrzat wystraszył się rozpędzonej drogą ciężarówki i niemal wskoczył na Skierkę w popłochu. Opanowanie dorosłych koni pozwoliło młodym zyskać kolejną lekcję życia.
Przekroczenie Osławy nie było takie banale, gdyż szła wysoka woda. Nie zawiodły tu doświadczenie Wentyla i zaufanie jeźdźca do konia, który po kilku kilometrach jazdy wzdłuż rzeki znalazł idealny bród. Po drugiej stronie wody mieliśmy strome wzniesienie z gęstymi krzakami. Bardzo trudno było nam utrzymać się na grzbiecie, bo nisko zwieszone gałęzie leszczyny, często zachęcały do nagłego zejścia z konia. Tam też zastęp rozsypał się i każdy walczył na własną rękę, aby wydostać się z lasku. Emocji było sporo, toteż w słońcu na trawce, należał się popas koniom i nam.
W Turzańsku obejrzeliśmy zabytkową cerkiew z najwyższą drewnianą dzwonnicą w Polskich Karpatach. Nazajutrz ruszyliśmy w bardzo krótką, za to malowniczą trasę. Najpierw prowadziła nas ponad rezerwatem Przełomu Osławy nad Duszatynem, a następnie wzdłuż brzegów Osławy, starą i zapomnianą drogą do Prełuk. Upalne słońce zachęciło nas do kąpieli w rzece.
W ostatni dzień wyruszyliśmy wcześnie rano, bo chociaż z Prełuk do Starego Łupkowa nie jest daleko, to braliśmy poprawkę na owce. Okazało się, że słuszną, ponieważ ustalenia z bacą z Osławicy nie wypaliły i wielkie stado owiec pasło się w najlepsze na łupkowskich połoninkach. Mając źrebaki w zastępie, te mogłyby sprowokować psy pasterskie do gonitwy, a klacze byłyby wtedy nie do opanowania dla nas. Zatem unikając wątpliwie ciekawych przygód spotkania, dołożyliśmy blisko cztery godziny spaceru konnego objeżdżając pasterzy dookoła. Trasa nad Smolnikiem, tzw. Wieloryb, była niezwykle urzekająca. Po jednej stronie widać było w dolinie Osławy chyże łemkowskie z mocno błyszczącą kopułą cerkwi w Smolniku. Po drugiej zaś stronie horyzont zamykało Pasmo Graniczne z charakterystycznym zębem Przełęczy Łupkowskiej. Po przekroczeniu Drogi Karpackiej Wentyl wyraźnie przyspieszył kroku czując bliskość domu.
Zmęczeni lecz szczęśliwi, cało i zdrowo wróciliśmy do Stadniny Stary Łupków, mając w kopytkach dzielnych źrebaków ponad 100 km i niezapomniane wrażenia.

