Rajd Spragnionych Klaczy 2015
Cel rajdu był jasno określony: zaprowadzić cztery klacze do ogiera do Uherzec Mineralnych. Miały tam pozostać około dwa tygodnie, tak aby po jedenastu miesiącach urodzić i przygotować źrebaka na mroźną zimę. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i zamiast stresować je jazdą w przyczepie, ruszyliśmy w czterodniowy rajd Pasmem Wysokiego Działu.
Jednak żeby wyruszyć, należało wcześniej oddzielić źrebaki od klaczy. Ta rozłąka miała zasuszyć matki oraz nauczyć młode zostawać ze stadem. Do oddzielenia młodzieży posłużyła przyczepa, z którą oswajaliśmy je przez kilkanaście dni. Na krótko przed rajdem, z sąsiedzką pomocą Alicji i Grześka, przestawiliśmy część stada za dwie góry od domu, na tymczasowe pastwisko. Do Wentyla, Saturna i Jagody najpierw dołączył w przyczepie Skrzat. Dopiero następnego dnia przyszedł czas na Figla. Ten z wyraźną ciekawością wszedł, jechał i wychodził na prowizoryczne pastwisko - tak, jakby robił te rzeczy od zawsze.
Zabawka, Skierka i Filipka pierwsze wyruszyły w rajd pozostawiając pod domem Farmera z Nieborakiem. Farmer miał wtedy ogromne problemy z poruszaniem się i nie mógł uczestniczyć przy oddzielaniu młodzieży od matek. Kasia poprowadziła klacze do schroniska w Łupkowie, gdzie miała czekać na połączenie stada. Jednocześnie Andrzej na Wentylu ruszył z przepędem z tymczasowego pastwiska do Stadniny. Nieodzowną pomocą byli: Czarek na Saturnie i Marta na Jagodzie, zaś Figiel ze Skrzatem dokazywali luzem. Udało się, że klacze nie nawołały odsadki do siebie. Wybraliśmy wariant przejazdu tunelem pod torami kolejowymi, bo jak na złość, akurat wtenczas przejeżdżał pociąg. Konie jednak zignorowały precedens. Pod domem Saturn i źrebaki przywitały się z Farmerem i Nieborakiem, natomiast Wentyl z Jagodą ruszyli pod schronisko w Łupkowie. Kiedy Andrzej z konia rzucił na odchodne do Aire: „no chodź” - ta, cała szczęśliwa dołączyła do zastępu i powędrowała z nami w swój pierwszy rajd konny.
Pogoda nas nie rozpieszczała, przeplatając mgłę, deszcz i mżawkę. Wyjątkowo ciepły okazał się pierwszy nocleg w Rabem, gdzie czekał nas ciepły posiłek i rozpalony przez Czarka piec.
Niejako w nagrodę drugiego dnia Kasia zamieniła z Cezarym wodze na kierownicę. Tego dnia doświadczyliśmy bardzo stromego zjazdu spod szczytu Chryszczatej, gdzie trzeba było puścić część koni luzem, aby te swobodnie ześlizgnęły się w dolinę. Przemoknięci dotarliśmy do Kiełczawy, gdzie gospodarze Leśnego Wzgórza, bardzo ciepło nas przyjęli i wyżywili.
Mglisty poranek towarzyszył nam przez lasy, wyprowadzając na szczyt Chocenia. Tam na chwilę podniesione chmury pozwoliły nam cieszyć się pięknym widokiem. Przekroczenie w bród wezbranej Hoczewki, nie było dla koni problemem, ale Aire musiała za nami popłynąć.
Kolejne kilometry przemierzaliśmy przez otwarte tereny nad nieistniejącą wsią Żernica, gdzie opodal odnowionej kaplicy zrobiliśmy popas. Dalej ruszyliśmy trudnym nawigacyjnie zalesionym i poskręcanym grzbietem w stronę Berezki na nocleg.
W Berezce nocowaliśmy w dwóch domkach, które dały nam pewną osłonę przed deszczem. Rankiem autem podjechaliśmy na mszę do Bereźnicy Wyżnej i na głosowanie do Berezki. Jakbyśmy mieli mało wody w czasie rajdu, następnego dnia szlak konny prowadził nas środkiem rzeki Bereźnicy. Jednak bardzo przyjemnie zwiedzało się dawne wsie z perspektywy koryta rzeki, nad którą kiedyś budowali się ludzie. Tak dotarliśmy nad Jezioro Myczkowieckie, nad tunelem minęliśmy sztolnie i odwiedziliśmy kapliczkę przy źródełku w Zwierzyniu, malowniczo położoną nad Sanem. Do przekroczenia Sanu musieliśmy cofnąć się, aż pod samą zaporę, gdzie znajdował się bród.
Po przebyciu ponad 100 km lasami, górami i rzekami, wszyscy byliśmy zadowoleni z rajdu. Dzięki Cezaremu, który transportował nasze bagaże, mogliśmy obydwoje z Kasią wypoczywać na koniach w doborowym towarzystwie trzech kobiet i dzielnej bernenki. Wentyl, na którym miał Andrzej prowadzić zastęp czterech klaczy, spokojnie dał się wprowadzić do przyczepy i odwieźć do Łupkowa. Jak się okazało przez większość trasy prowadziła Jagoda, która z godzinę na godzinę wdrażała się w rolę czołowego konia. Jej zebrane doświadczenia będą nieocenione w realizacji rajdu powrotnego, kiedy to już tylko spełnione klacze wyruszą do domu. Marta pożegnała się ze swoją ukochaną Zabawką, Lusia z Filipką, a Asia ze Skierką i odjechali z Czarkiem na daleką północ Polski. Dziękujemy!