Rajd na Targi Końskie w Lutowiskach
Wyjazd rozpoczął się późnym wieczorem 1 lipca w finałową niedzielę Euro 2012. Przy pełni księżyca przejechaliśmy łąkami do Schroniska nad Smolnikiem. Kasia prowadziła na Saturnie, Andrzej na swoim Wentylu, druga Kasia na Farmerze, zaś Ludo Nieborakiem zamykał zastęp.
Zaraz po przeprawie przez Osławę, przyjaźni gospodarze ze Smolnika poczęstowali nas wyjątkowo pysznym kwaśnym mlekiem na podpuszczce. Następnie wspięliśmy się na Kiczerę do Schroniska nad Smolnikiem, gdzie konie pozostały na nocnym pastwisku.
Kolejnego dnia Kasia prowadziła przez bardzo trudne nawigacyjnie Pasmo Magurycznego, przeprowadzając nas na Przełęcz Żebrak w rekordowym czasie dwóch godzin.
W okolicach Wołosania - najwyższego szczytu Pasma Wysokiego Działu, zastąpiły nam drogę dorodne borówki. Do Habkowców koło Cisnej dotarliśmy popołudniem. Dzięki Agatce, która przewoziła nam bagaże i śpiwory na miejsca noclegowe, zjedliśmy porządną obiadokolację w Cisnej.
Z Habkowców ruszając lasami przez strome i kamieniste zbocza Pasma Durnej i Łopiennika, zeszliśmy do pięknie położonej cerkwi w Łopience. Niestety upał i gzy popędzały nas dalej. Przeprawiliśmy się przez Solinkę i zobaczyliśmy malowniczo wijącą się Wetlinkę w Rezerwacie Sine Wiry. Następnie wzdłuż Wetlinki, ładnie wykoszonym poboczem drogi, przejechaliśmy przez już nie istniejące wsie: Zawój, Łuh i Jaworzec. Schronisko w Jaworzcu przyjęło nas przepysznymi naleśnikami z wiśniami.
W Jaworzcu spaliśmy w pokoiku, z którego był widok na nasze konie. Przyjemne uczucie, kiedy zaraz po otwarciu oczu można zobaczyć, jak pasą się wałaszki. Rankiem, nie spiesząc się, wyruszyliśmy na spotkanie z Sanem. Jednak, aby dotrzeć do Sękowca, najpierw trzeba było wkopytnąć się pod Połoninę Wetlińską na Krysową i Siwarną. Następnie wyjechaliśmy na widokowe łąki Tworylnego i Krywego. Galopem przemknęliśmy koło Tośki na Krywem, gdzie początkowo planowaliśmy nocleg, po czym ze wzgórza Ryli zjechaliśmy do trzeciej nieistniejącej już wsi Hulskie. Pięknie wijącą się drogą wzdłuż Sanu w końcu dotarliśmy do mostu na rzece w Sękowcu. Tam na asfalcie poćwiczyliśmy przejazd końmi przez drogę zastępem - Nieborak prawie zawsze spóźniał;), ale dochodził...
Nad ranem Kasia i Ludo wjechali do Sanu napoić konie. Trzeba było jednak prędko uciekać z łąk, ponieważ skwar lejący się z nieba pobudzał apetyty gzów i bąków. Lasem wspięliśmy się na główną grań Otrytu, gdzie tuż przed nią dopadła nas burza z gradem. Ciepły deszcz, zimny wiatr i wciąż świecące słońce stworzyły wyczekiwany schłodzony klimat opieczętowany mikro tęczą.
Otryt - jedno z najdzikszych pasm górskich w Bieszczadach - jest równie trudny nawigacyjnie do przejścia, jak Maguryczny. Toteż Andrzej wyhaczył super skrócik, bez krzaczenia, ale za to z porządnymi jarami.
Jedna z przeszkód była tak stroma, że po sprowadzeniu (zjechaniu z końmi) na dół zdecydowaliśmy się je puścić luzem, aby same pokazały nam, którędy najlepiej wdrapać się na górę po drugiej stronie potoku.
Konie wypuściliśmy na ogromnym pastwisku Staszka Myślińskiego w Serednim Małym. Nocowaliśmy natomiast w nastrojowej chatce Niedźwiedzia, przy której zjedliśmy Ludoczki z ogniska (ciasto z malinami i kwiatami czarnego bzu).
Nazajutrz, ścieżkami w gęstwinie zieleni, nikomu nie znanymi azymutami dotarliśmy do Polany, gdzie na pastwisku przy potoku Głuchy, konie miały półtorej doby odpoczynku. My zaś odwiedziliśmy Staszka i wstępnie ustaliliśmy konny rajd po rumuńskiej Bukowinie.
W sobotę łapiąc stopa do Lutowisk dotarliśmy do celu naszego rajdu, czyli na X Powojenne Targi Końskie. Niestety nie pozwolono nam konno wziąć udziału w paradzie, zastrzegając, że jest to impreza zamknięta wyłącznie dla gmin Czarna i Lutowiska. Za to mogliśmy podziwiać jazdę w stylu western, prezentowaną przez Prezesa i Alexa Jarmułę oraz pokazy użytkowania koni.
W drogę powrotną Kasię i Ludo zmienili Klaudia i Piotrek. Piotr skumplował się z Farmerem zaś Klaudia przytuliła Nieboraka. Zanim wyruszyliśmy do Starego Łupkowa, wieczorem zostaliśmy zaproszeni do Stasia na ognisko. Przed ogniskiem trzeba było przyprowadzić pod dom stado Saracena. Siedliśmy więc na klacze i wraz ze źrebakami urządziliśmy krótki przepęd.
Nazajutrz uczestniczyliśmy w niedzielnej mszy świętej w Polanie, która została odprawiona w cerkwi z 1870 roku - najstarszej w Bieszczadach. Później czekaliśmy w domku na pogodę, aż skwar lejący się z nieba trochę się rozpłacze. Przyszła burza i można było ruszyć konno na Otryt.
Do Sękowca dotarliśmy na wieczór i nie odmówiliśmy sobie dwukrotnego przeprawienia się przez San - tylko pstrągi strzelały spod kopyt. Pyszna obiadokolacja czekała na nas w Zatwarnicy, a wieczorkiem rozłożyliśmy się przy barze z wężem eskulapem. Odwiedził nas Jasiek Myśliński na rowerze zjeżdżając z Otrytu.
Kolejnego dnia siedliśmy na konie, a niektórzy nawet siadali dwa razy (Piotr wziął taki zamach, że przeskoczył Farmera). Ponieważ ów jeździec wykazał się dużym zapałem, powierzono mu prowadzenie zastępu drogą wzdłuż Sanu. Farmer nieśmiało szedł, ale nie odmawiał. Jak się okazało w kolejnych dniach rajdu, Nieborakowi, bycie koniem czołowym, zupełnie nie przeszkadzało. Stępowaniem ocierając się o Bieszczadzki Park Narodowy zawitaliśmy do schroniska w Jaworzcu.
Rankiem dołączyliśmy do grupy oazowej z księdzem, który odprawił mszę polową. Z bożym błogosławieństwem ruszyliśmy w dalszą drogę. Pomimo, że zaczęliśmy żywym kłusem łąkami dawnej miejscowości Łuh, i tak nie udało nam się zgubić bąków i gzów, które niemiłosiernie kąsały konie i nas. Jadąc wzdłuż Wetlinki tylko zmienialiśmy tempo chodu z szybkiego na jeszcze szybsze, aż dotarliśmy do Sinych Wirów. Przekroczywszy rzekę Solinkę, uciekliśmy w las. Wdrapaliśmy się z końmi na mocno kamienisty grzbiet nad Łopienką. Później urokliwymi lasami zdobyliśmy Łopiennik i nawet bez błądzenia zeszliśmy z Jasienika do Habkowców.
W klimatycznej chatce drwali w Habkowcach noc minęła szybko. Wcześnie ruszyliśmy dalej nie do końca wierząc, że dotrzemy do Starego Łupkowa tego samego dnia.
Poruszając się w ciszy Pasmem Wysokiego Działu wypatrywaliśmy cały czas żubrów, niejednokrotnie widząc na drodze ich świeże tropy. Szczęście uśmiechnęło się dopiero za Przełęczą Żebrak, kiedy Andrzej zbłądził na Magurycznym. Dwa żubry pozwoliły do siebie podejść na odległość około 15 metrów. Zatrzymaliśmy konie i wszyscy stracili głowę z wrażenia. Dopiero kiedy żubry przestały się paść i zaczęły nas obserwować - Saturn nie wytrzymał presji żubraczego spojrzenia i ruszył dziarsko w stronę leśnych zwierząt. Okazało się oczywiście, że tylko dwie sztuki widzieliśmy, zaś całe spłoszone stadko zrobiło trochę hałasu czmychając w krzaki.
Na szczycie Magurycznego urządziliśmy sobie z końmi popas podejmując decyzję o dotarciu jeszcze tego samego dnia do Stadniny Stary Łupków. Konie zdrowe, samopoczucie dobre - więc w drogę. Z Kiczery nad Smolnikiem rozpostarł się nam bajecznie piękny widok na zielone łąki Smolnika, Osławicy, Radoszyc i Nowego Łupkowa. Cel był widoczny w zasięgu wzroku i konie też czuły, że wracają i są blisko.
Chętnie przemknęliśmy wszyscy galopem do drogi karpackiej, aby przez obrzeża Terpiaka i źródliska Osławicy dotrzeć do stęsknionych łupkowskich klaczy.