Hucułka Filipka ujeżdżona
Na wycieczkę wybraliśmy się późnym porankiem. Dzięki Olkom można było jechać w cztery hucułki. Oprócz profesora Wentyla, który prowadził zastęp pod Andrzejem, do towarzystwa Filipki dołączyły siostrzyczki: Skierka i Zabawka.
Kasia odwlekała moment pierwszej jazdy, aż do wakacji, ale przeszedł właśnie ten dzień i trzeba było sprostać niełatwemu zadaniu. Filipka, najbardziej krnąbrna klaczka, na każdym etapie oswajania pokazywała swoją ważność. A to przeskoczyła nad ogrodzeniem, byle tylko jej nie pogłaskać, a to kopytka nie podała kowalowi, lub nie pozwoliła sobie założyć ogłowie - bo taki ma humor i już. Na szczęście wszystko mamy już za sobą - prócz pierwszej jazdy.
W cztery konie wyszliśmy dużą łąką na leśną drogę pod górę i Kasia przypominała klaczce swoje przewieszanie się przez grzbiet oraz wchodzenie na nią z jednej i z drugiej strony. Następnie Kasia wsiadła na grzbiet, a Filipka rozpoczęła klasyczne rodeo: młynki, podskoki, krótkie galopy. Wszystko między drzewami na tej leśnej drodze. Wyjątkowo sprawna i doświadczona Kasia wysiedziała niemal wszystkie te harce na oklep. Zeskoczyła z niej, jak się zorientowała, że nie siedzi na grzbiecie tylko nogi ma zaplecione na szyi konia, a ręce zatopione w grzywie. Kiedy wsiadła drugim razem, już grzecznie stojąca lecz niespokojna Filipka dołączyła do zastępu.
Wycieczka trwała około godziny, wciąż przez lasy wokół Łupkowa. Pogoda wymarzona.
Teraz pozostaje tylko jeździć i jeździć, aż przystąpi do ścieżki huculskiej.